czwartek, 31 maja 2018

Tajskie pieszczoty,czyli kolejna pasja w moim życiu.

Pierwszy raz spotkałam się z tajskim masażem kilka lat temu na warsztatach z Emilią. I pomyślałam że fajne to. I że mogłabym coś takiego robić. 
Temat dojrzewał,dojrzewał w mojej głowie,aż nadszedł jego czas. Pojechałam na jeden kurs,potem na drugi. Znaleźli się odważni ochotnicy którzy pozwolili mi eksperymentować na swoich ciałach ;-)
A ja zaczęłam mieć "czucie" w dłoniach które przychodzi wraz z doświadczeniem. 
Uwielbiam ten momenty gdy spięty mięsień puszcza,rozluźnia się a osoba biorąca masaż odczuwa ulgę. Udrażniają się linie energetyczne. Tajowie skupiają się na przepływie energii w ciele,gdy energia swobodnie krąży,bez żadnych blokad,wtedy czujemy się dobrze. 
Zaletą masażu tajskiego jest to iż jest to suchy masaż,bez wykorzystania olejów,i jest wykonywany przez ubranie. Dzięki temu można go dawać niemal wszędzie,wystarczy kilka kocy. 
Jego elementy wykorzystujemy często na zakończenie praktyki jogi,jako rozluźnienie. 
Uwielbiam pracę z ciałem,z energią,w trakcie masażu oddaję moją wewnętrzną energię,ale też dostaję jej zastrzyk. 
Mam plany dalszych kursów,nie tylko w kierunku masażu tajskiego ale może i klasycznego... 
Jak pięknie mieć plany i pasje :-)
Plenerowy masaż w ukochanej Nieprześni 

wtorek, 29 maja 2018

Botwinka 😀

Wiosną generalnie nie gotuję zup. Na to jest czas gdy jesień i zima zaglądają przez okno. 
Wyjątek robię dla barszczyku z botwinki. Uwielbiam w różnych wersjach,na ciepło i na zimno. Dziś sobie wymyśliłam opcję z mlekiem kokosowym i jeszcze z jaśkiem. 
Gotuję zawsze na czuja. Nie trzymam się sztywno przepisów, ilości są dla mnie pojęciem orientacyjnym gdyż nigdy nie ważę tego co wkładam do garnka. 
Dzięki temu uzyskuję różne smaki tej samej potrawy. 
Dziś do barszczyku użyłam
marchewki,pietruszki,dwóch pęczkow botwinki gdyż mizerne były. Do tego dwa ząbki czosnku, kawałek imbiru,liście laurowe,ziele anielskie,sól,pieprz, sok z cytryny,ocet z czerwonego wina i kawałek masła. Może być olej zamiast masła. 

W dużym garnku na maśle podsmażam drobno pokrojony czosnek i imbir. Można też dorzucić chili,ja nie miałam więc później doprawiłam ognistą przyprawą . Na to wrzuciłam starte na tarce marchewkę,pietruszkę i buraczki z botwinką. Podlalam niewielką iloscią wody i dusiłam ok 10 minut. Oczywiście z zielem i liściem laurowym. I solą. Do tego dorzuciłam pokrojone łodygi i liście. Poddusiłam i zalałam wodą, gotowałam chwilę aż łodygi stały się miękkie. Wyłaczyłam ogień,dodałam ok łyżkę octu i sok z połowy cytryny. Tu już każdy dawkuje wg własnych upodobań. Na koniec dodałam 2 łyżki gęstego mleka kokosowego. I jaśka. 
I zjadłam  :-)




Moi synowie się pewnie nie chwycą,oni tylko czysty barszcz przyswajają. Kiedyś może dojrzeją do etapu eksperymentów kulinarnych. 

Zaraz rozkładam matę,trzeba się do mojej ukochanej power jogi przygotować. 

A w ogóle to idzie nowe,kolejne wyzwanie przede mną,czuję się jakbym K2 miała zdobyć...

niedziela, 27 maja 2018

Oprócz błękitnego nieba...

...potrzeba mi w życiu ludzi ;-) 
I mam to szczęście że trafiam na tych z górnej półki. O tych innych staram się nie pamiętać. Szkoda energii. 
Wolę skupiać się na tych którzy wnoszą do mojego życia uśmiech,wsparcie,wino i śpiew 😛 
Wczorajsze popołudnie z gatunku bezcennych,spędzone ze świetnymi dziewczynami i jednym młodzieńcem który skradł serca nam wszystkim ;-) nawet rudy Rudolf mu uległ i pozwolił się głaskać,a facet generalnie niechętny takim pieszczotom jest! No ale delikatny dotyk niespełna dwuletniej łapki wziął na klatę. Znaczy na grzbiet. 
Miśka chyba myślała że w raju jest gdyż była glaskana,czesana i całowana. Psie szczęście poziom master ❤
A dziś pieczone ziemniaki z przyjaciółmi. 
Tak dobrze mieć ich obok. 

czwartek, 24 maja 2018

A w sercu ciągle maj...

Od kilku lat to dla mnie sezon na szparagi. Zakochałam się w nich od pierwszego ugryzienia. Pochłaniam je w najróżniejszej postaci. Gotowane na parze,grillowane, pieczone na tarcie. Z sosem czosnkowym lub bez. 
Ostatnio często jem na śniadanie lub obiad jako bazę pod jajko sadzone. 
Przesmażam krótko szparagi na patelni,przyprawiam solą i pieprzem,gdy są miękkie wbijam na nie jajko,doprawiam np suszonymi pomidorami z czarnuszką. 
Szybkie, łatwe, pyszne. 

Najlepiej smakują jedzone w ogrodzie,przy śpiewie ptaków i asyście kotów ;-)

wtorek, 22 maja 2018

Joga nie jest dla mnie.

Moje dziecię młodsze,lat 15, było uprzejme sobie skręcić kostkę,pardą,staw skokowy. Pojechałam z nim do zaprzyjaźnionego gabinetu rehabilitacyjnego. No i w trakcie zabiegów zaprzyjaźniona rehabilitantka Ania mówi-wiesz,ja to przyjdę na tę jogę tylko się trochę porozciągam. 
Hehe. 
Jest to częsty argument przeciwko pójsciu na jogę. Nie jestem rozciągnięty więc będzie wstyd. 
O tym czy ktoś jest "rozciągnięty", jak się potocznie mówi,w dużej części decydują geny. Oczywiście pracując nad elastycznością stawów i mięśni można zdziałać bardzo dużo. I po to właśnie przychodzi się na jogę,aby w zrównoważonej praktyce łączyć wzmacnianie i wydłużanie mięśni. 
A ego zostaje w domu. Na macie każdy jest sam ze swoim ciałem. 
To drugi argument. Nie przyjdę ponieważ nie mam kondycji,jestem za gruba/gruby, za chuda/chudy, mam gatki z zeszłego sezonu itp itd. 
Ok,z gatkami przesadziłam ;-) 
W tych z zeszłego sezonu faktycznie wstyd się pokazać! Moje ukochane są sprzed czterech sezonów i już praktykują same,nie muszę w to pracy wkładać. 
Wracając do sensu bloga- jeżeli zaczynasz wybierz grupę dla początkujących. Tam praktyka jest lżejsza,instruktor dużo tłumaczy i najczęściej jest w stanie dopasować praktykę do każdej z osób. 
A ego zostaje w domu. Na macie jesteś sam ze swoim ciałem. 
Mój ulubiony argument-na jodze jest nudno. Tylko się siedzi,mruczy i oddycha stopami. Okeeej,chcesz oddychać stopami,oddychaj. 
Ale czy byłeś kiedyś na jodze? Czy dobrałeś rodzaj jogi do swoich potrzeb i możliwości? Jest joga dynamiczna,jest power joga,jest ashtanga joga dla wielbicieli mocniejszych wyzwań. 
Jest joga Iyengara czy lagodniejsze formy hatha jogi dla tych którzy mają problemy zdrowotne i potrzebują skorzystać z pomocy w trakcie praktyki. 
Jest w końcu joga Nidra dla tych którzy potrzebują wyciszenia i relaksu. 

Tak naprawdę z reguły największym problemem jest to aby wyjść z domu i dotrzeć do szkoły jogi czy klubu gdzie joga się odbywa. 
To się powymądrzałam ;-) 
A najważniejsze jest to że joga daje przepływ dobrej energii we krwi,pozwala poznać nowych ludzi, pośmiać się, pożartować a czasem poważnie porozmawiać. 
Joga otwiera nam nowe,fascynujące światy. 

niedziela, 20 maja 2018

Jak to się zaczęło...

Moim jogowym domem jest Centrum Samorozwoju Yoga Place. Moją mentorką i inspiracją Justyna Szopa. 
To ona dwa lata temu na warsztatach w Nieprześni zachęciła mnie do zrobienia kursu instruktorskiego. 
Myślałam o tym wcześniej ale oczywiście nie wierzyłam że dam radę. Bo przecież nie robię mostka,bo moje barki nie zawsze chcą współpracować,a w ogóle to już za stara jestem na takie fanaberie. W wymyślaniu przeszkód miałam mistrzostwo. 
Jednak pod wpływem słów Justyny zdecydowałam się. 
Na pierwszy zjazd jechałam w panice. Nikogo nie znam,czy dam radę na egzaminie przed samym profesorem Szopą. Itd itp. 
Oczywiście że moje czarnowidztwo było zdecydowanie na wyrost. Egzamin okazał się być formalnością, poszłam się przyznać prof.Szopie że mostka nie robię,powiedział-to nie rób.
Ludzie okazali się świetni,chyba na zasadzie że chemia między ludźmi działa od razu stworzyła się grupka która w przyjaźni przetrwała do końca kursu i jeden dzień dłużej. 
Zaliczyliśmy nocne wędrówki po Częstochowie,przetestowaliśmy sporo knajpek szukając dobrego jedzenia. 
Uczyliśmy się pilnie,pogłębialiśmy praktykę. 
To był naprawdę świetny czas. 
Krzysztof,jeden z kursowiczów okazał się być instruktorem aerial jogi. Zawsze mi się to podobało. Mimo lęku wysokości,jaki posiadam od dziecka ;-)
Na początku myślałam o zorganizowaniu warsztatów aerial,ale dojrzałam do decyzji że pojadę do Łodzi na kurs instruktora jogi w chustach. 
Nie powiem że było łatwo,fizycznie byłam bwykończona po dwóch dniach wiszenia w chuście. Ale wiedziałam że to TO ❤ 
Justyna,mój dobry duch,stworzyła mi warunki do tego abym mogła prowadzić zajęcia jogi na chustach. 
Praca z chustą pozwala pogłębić pozycje,czasem pomaga w wejściu w asanę a czasem zmusza do intensywniejszej pracy. 
Jako że uwielbiam vinyasy wymyśliłam serię płynnych przejść wzorowanych na powitaniach słońca tylko z lekkimi utrudnieniami w środku ;-) zaczynaliśmy od dwóch sekwencji,teraz zdarza nam się 14 zrobić.
No i latamy,zwisamy głową w dół jak nietoperze,robimy szpagaty i inne akrobacje. Jest wesoło ;-) 
Najlepsza grupa świata z Agnieszką Ulfik :-)

Praktykujemy

Egzamin końcowy zaliczony,brawo my ❤


po praktyce i nauce chwila zabawy ;-)

aerial-moja miłość :-)

sobota, 19 maja 2018

Moja rodzina jest mięsożerna. Niestety. 
Trzy lata temu postanowiłam nie jeść mięsa. Głównie ze względu na to że zwierzę musi umrzeć żebym mogła sobie kotlecika zjeść. A ja jednak kocham zwierzęta. 
Jeszcze mocniej przemówił do mnie argument że gdyby wszyscy na Ziemi byli wege znikłby problem głodu na świecie. 
Zdarza mi się zjeść rybę. Dojrzewam do zmiany tego. 
Dziś zrobiliśmy obiad z grilla. Moi panowie ofkors mięcho...
A ja ziemniaki pieczone na grillu. Pyszne były ❤ 
Wykonanie jest banalnie proste. Na dużym lisciu kapusty ułóż pokrojone ziemniaki,marchewkę,cebulę i co kto jeszcze lubi. 
Na dobrej patelni rozgrzej trochę oleju i wrzuć pokrojone tofu wędzone. Smaż ok.10 min. Możesz posypać solą. Dorzuć do ziemniaków. Przypraw jak lubisz. Na to wszystko koperek. Zawiń w liść kapusty i folię aluminiową. Piecz ok godziny na grillu. 
Zjedz ze smakiem ;-)

Mało idealna?

Dlaczego mało idealna? 
Ponieważ taka jestem. I sensem mojej praktyki,jak i życia nie jest dążenie do perfekcji. 
Joga jest dla mnie drogą. Drogą po której kroczę,i staram się zachowywać uważność. Ważne dla mnie jest to co przeżywam w trakcie,ludzi których spotykam a nie osiągnięcie celu za wszelką cenę. Oczywiście że chcę być wysoką,wiotką joginką z filmów na YT, wykonującą najtrudniejsze asany bez kropli potu na czole,z uśmiechem na twarzy. 
Ale jestem sobą. Wysoka byłam do 9go roku życia,potem dziwnie wszyscy mnie przerośli. Wiotka...khm khm, jestem elastyczna. Kilogramy mnie lubią i tulą się do mnie pieszczotliwie. 
Nie jem mięsa ale zdarza mi się zjeść rybę. Nabiał to już w ogóle kocham,sery wszelakie,i choć walczę ze sobą to nie umiem z nich zrezygnować. 
Kocham pisać,ale gubię wątki gdyż moje myśli wyprzedzają paluszki na klawiaturze. 
Taka więc mało idealna idę moją życiową i jogową drogą. Pracując nad sobą nieustająco :-)

Początek

Pierwszy raz stanęłam na macie 7 lat temu. Ktoś znajomy polecał więc poszłam. I zostałam. 
Zawsze byłam nieruchawa,nie przepadałam za wysiłkiem. No ale że tylko krowa nie zmienia zdania nagle pokochałam fitness. Zaczęło się od jogi,ale równolegle chodziłam na zumbę,shape, trening obwodowy,body art, pilates. 
Ale to joga najwięcej ode mnie wymagała. Pamiętam jak w trakcie praktyki tęsknie pstrzyłam na zegar popychając wskazówki wzrokiem ;-)
Później fitnessy przestały mnie kręcić,miłość do jogi została. Zrobiłam kurs instruktora hatha jogi i aerial jogi. 
Porzuciłam bycie biznesłumen na rzecz pracy z duchem i ciałem. 
Kolejną moją pasją jest masaż tajski i tu jeszcze duuuużo do nauczenia się przede mną ale kocham to i jest kilka osób które lubią dotyk moich rąk,i nie tylko rąk,bo do masażu używam i stóp,i kolan,i łokci. 
Uwielbiam się uczyć,wchodzić w nowe światy. Uwielbiam przekazywać tę wiedzę. Po to zamierzam tu pisać,żeby się uczyć i dzielić. 

      Wczoraj był dzień kolorowej skarpetki. Dzień dzieci z zespołem Downa. Ale również dzień wyrównywania szans dzieci z problemami rozwojo...