czwartek, 31 maja 2018

Tajskie pieszczoty,czyli kolejna pasja w moim życiu.

Pierwszy raz spotkałam się z tajskim masażem kilka lat temu na warsztatach z Emilią. I pomyślałam że fajne to. I że mogłabym coś takiego robić. 
Temat dojrzewał,dojrzewał w mojej głowie,aż nadszedł jego czas. Pojechałam na jeden kurs,potem na drugi. Znaleźli się odważni ochotnicy którzy pozwolili mi eksperymentować na swoich ciałach ;-)
A ja zaczęłam mieć "czucie" w dłoniach które przychodzi wraz z doświadczeniem. 
Uwielbiam ten momenty gdy spięty mięsień puszcza,rozluźnia się a osoba biorąca masaż odczuwa ulgę. Udrażniają się linie energetyczne. Tajowie skupiają się na przepływie energii w ciele,gdy energia swobodnie krąży,bez żadnych blokad,wtedy czujemy się dobrze. 
Zaletą masażu tajskiego jest to iż jest to suchy masaż,bez wykorzystania olejów,i jest wykonywany przez ubranie. Dzięki temu można go dawać niemal wszędzie,wystarczy kilka kocy. 
Jego elementy wykorzystujemy często na zakończenie praktyki jogi,jako rozluźnienie. 
Uwielbiam pracę z ciałem,z energią,w trakcie masażu oddaję moją wewnętrzną energię,ale też dostaję jej zastrzyk. 
Mam plany dalszych kursów,nie tylko w kierunku masażu tajskiego ale może i klasycznego... 
Jak pięknie mieć plany i pasje :-)
Plenerowy masaż w ukochanej Nieprześni 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

      Wczoraj był dzień kolorowej skarpetki. Dzień dzieci z zespołem Downa. Ale również dzień wyrównywania szans dzieci z problemami rozwojo...