wtorek, 29 maja 2018

Botwinka 😀

Wiosną generalnie nie gotuję zup. Na to jest czas gdy jesień i zima zaglądają przez okno. 
Wyjątek robię dla barszczyku z botwinki. Uwielbiam w różnych wersjach,na ciepło i na zimno. Dziś sobie wymyśliłam opcję z mlekiem kokosowym i jeszcze z jaśkiem. 
Gotuję zawsze na czuja. Nie trzymam się sztywno przepisów, ilości są dla mnie pojęciem orientacyjnym gdyż nigdy nie ważę tego co wkładam do garnka. 
Dzięki temu uzyskuję różne smaki tej samej potrawy. 
Dziś do barszczyku użyłam
marchewki,pietruszki,dwóch pęczkow botwinki gdyż mizerne były. Do tego dwa ząbki czosnku, kawałek imbiru,liście laurowe,ziele anielskie,sól,pieprz, sok z cytryny,ocet z czerwonego wina i kawałek masła. Może być olej zamiast masła. 

W dużym garnku na maśle podsmażam drobno pokrojony czosnek i imbir. Można też dorzucić chili,ja nie miałam więc później doprawiłam ognistą przyprawą . Na to wrzuciłam starte na tarce marchewkę,pietruszkę i buraczki z botwinką. Podlalam niewielką iloscią wody i dusiłam ok 10 minut. Oczywiście z zielem i liściem laurowym. I solą. Do tego dorzuciłam pokrojone łodygi i liście. Poddusiłam i zalałam wodą, gotowałam chwilę aż łodygi stały się miękkie. Wyłaczyłam ogień,dodałam ok łyżkę octu i sok z połowy cytryny. Tu już każdy dawkuje wg własnych upodobań. Na koniec dodałam 2 łyżki gęstego mleka kokosowego. I jaśka. 
I zjadłam  :-)




Moi synowie się pewnie nie chwycą,oni tylko czysty barszcz przyswajają. Kiedyś może dojrzeją do etapu eksperymentów kulinarnych. 

Zaraz rozkładam matę,trzeba się do mojej ukochanej power jogi przygotować. 

A w ogóle to idzie nowe,kolejne wyzwanie przede mną,czuję się jakbym K2 miała zdobyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

      Wczoraj był dzień kolorowej skarpetki. Dzień dzieci z zespołem Downa. Ale również dzień wyrównywania szans dzieci z problemami rozwojo...