piątek, 14 września 2018

      14 września 2000 roku o 7.20 zostałam matką. Na świat przyszedł absolutny cud natury czyli mój syn pierworodny.
Choć może matką zostałam wtedy gdy ujrzałam wymarzone dwie kreski na teście ciążowym, wykonanym o 4 rano? Już nie zasnęłam potem, zbyt dużo emocji się we mnie kłębiło. Weszłam na drogę która nigdy się nie kończy. Rodzicielstwo jest nieustanną podróżą pełną najróżniejszych zdarzeń. Dobrych i mniej dobrych. Od złych niech nas Los chroni...
        Jestem niecierpliwa i z reguły chcę wszystkiego już natychmiast. Na początku wydawało mi się że ciąża będzie strasznie długo trwała i po co tyle czekać. Gdy trwała zrozumiałam że ten czas jest potrzebny aby się przygotować. Dojrzeć. Zrobić w swoim życiu miejsce dla tej małej istoty która stanie się najważniejsza,która zmieni wszystko. To nie przychodzi naturalnie. Z jednej strony jest wielka miłość, taka co aż oddech odbiera, a z drugiej jednak lekki bunt-gdzie w tym wszystkim ja.
Mój organizm zastrajkował. Zaczęłam chorować, jedna angina ropna za drugą. Taka forma bejbi bluesa, zamiast łez 39 stopni gorączki i koszmarny ból gardła.
Przestałam chorować gdy po kilku latach zaczęłam robić coś dla siebie, gdy zaczęłam chodzić na fitness i przestałam być matką, żoną pracownikiem a znowu stałam się Kasią. Z pasją i zainteresowaniami sięgającymi poza problemy wieku dziecięcego.
       Mój syn był oczywiście dzieckiem absolutnie najpiękniejszym i najcudowniejszym na świecie. Godzinami go tuliłam, patrzyłam z totalnym zachwytem na to jak śpi, jak się uśmiecha, nosiłam gdy płakał. Dzięki niemu pokochałam Małysza i skoki narciarskie, on leżał i doil cyca a ja oglądałam w telewizji konkurs za konkursem ;-) A że Młody nie przepadal za spaniem w nocy to i na żywo konkursy z Japonii zaliczyłam, wtedy chyba koło 3 w nocy naszego czasu się odbywały.
Był zachwyt pierwszymi zębami, pierwszymi krokami za rękę, potem samodzielnym, a moje genialne dziecko zaczęło chodzić, a raczej biegać gdy miał 10 miesięcy i tydzień.
       Dziś moje maleństwo kończy 18 lat. Jest fajnym, przystojnym facetem. Czasem wychodzi z niego dziecko, czasem jest dojrzały ponad swój wiek. Już nie chcę się tulić do mamusi ;-)
       A ja nieustannie dziękuję Losowi za to że pozwolił mi być jego matką. Totalnie nieidealną, popełniłam pewnie milion błędów wychowawczych. Drugi milion przede mną, choć on już dorosły. Teoretycznie dorosły ...

Lecę kończyć torta, niech ma niespodziankę jak wróci ze szkoły 💗


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

      Wczoraj był dzień kolorowej skarpetki. Dzień dzieci z zespołem Downa. Ale również dzień wyrównywania szans dzieci z problemami rozwojo...