niedziela, 10 czerwca 2018

Power Yoga czyli lepiej się spocić niż się nie spocić ;-)

Nigdy w życiu nie podejrzewałam u siebie mocnej energii. W szkole unikałam wuefu jak mogłam. Później również nie przemęczałam się. Aż przyszedł moment że pomyślałam że trzeba coś ze sobą zrobić. 
I odkryłam że lubię to :-) 
Lubię pokonywać własne bariery,lubię zmęczenie mięśni,pot spływający po plecach,lubię to uczucie po wysiłku,ten zastrzyk endorfin. 
I to jest fakt że wraz z wzmacnianiem się ciała wzmacnia się umysł,poczucie własnej wartości. Psyche i some są współzależne od siebie. Gdy ciało jest mocne to i umysł ma moc,gdy szwankuje psyche ciało również słabnie. 
Gdy moja mama chorowała a potem zmarła,straciłam całą moją moc. Moje ciało jakby w odpowiedzi na potężny stres oddało wszystkie siły umysłowi,cała energia skierowana została na przetrwanie. 
Później praktyka pomogła przetrwać żałobę...
Ale nie o tym chciałam pisać. 
Tylko o tym jak fajnie czuć moc własnego ciała. 
Lubię obserwować własne odczucia w trakcie praktyki. Pierwsze wejście w psa z głową w dół,gdy mięśnie dopiero się rozgrzewają,rozciągają. I różnica gdy po kilku sekwencjach czuć moc i sprężystość w ciele. 
Kocham intensywną praktykę,wymagającą skupienia. Lubię zatrzymania w pozycjach. Dają czas na dopracowanie asany,skierowanie uwagi na każdy jej aspekt,ułożenie ciała,oddech. 
Miód na serce każdego instruktora to obserwowanie postępów swoich joginów, gdy to co kilka praktyk temu było nie wykonalne teraz jest już możliwe. 
Jedna z moich joginek niedawno powiedziała że dzięki praktyce ze mną zrozumiała że pies z głową w dół jest pozycją relaksacyjną. 
Aneta,to dla mnie naprawdę niesamowity komplement,dziękuję 😘

Chaturanga z nogami w chuście

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

      Wczoraj był dzień kolorowej skarpetki. Dzień dzieci z zespołem Downa. Ale również dzień wyrównywania szans dzieci z problemami rozwojo...